"Rodzina Theodore" to książka pisana przez życie, książka, która ma za zadanie uświadomić czytelnika, że przemoc w rodzinie to przestępstwo. Tak, wydaje się, że jest to takie oczywiste dla kogoś, kto przemocy ze strony rodziców nigdy nie uświadczył. Dla człowieka bitego od dzieciństwa, który jest maltretowany w domu 24/h, już nie jest to takie jasne i oczywiste.
"Rodzina Theodore" jest to swego rodzaju spowiedź. Wayne Theodore, czwarty z dwunastu rodzeństwa, opowiada historię swojego dzieciństwa i swojego życia już jako człowiek dorosły, posiadający własną rodzinę. Człowiek, który za młodu przeżył piekło na ziemi. Od własnego ojca otrzymał lekcję życia, która zmieniła go na zawsze. W wieku sześciu lat prawie umarł. Ojciec o mało go nie zabił tylko dlatego, że... zmoczył łóżko we śnie.
Wayne opowiada wszystko ze szczegółami, nawet tymi najbardziej okrutnymi. O tym jak ojciec go bił, gdzie i jak mocno. O tym jak jego matka była katowana przez ojca, o tym jak poroniła kilka razy i rodziła martwe dzieci do ubikacji.
Dzieciństwo było potworne, ale okres gdy uciekł z domu i był na pozór "wolny" wcale nie był lepszy. Jako piętnastoletni chłopak wylądował na ulicy, zmuszony radzić sobie sam. Nie miał nikogo, do kogo mógłby się zwrócić z pomocą. Musiał oglądać się za siebie, czy przypadkiem ojciec go nie znalazł. Uzależnił się od narkotyków... Pojęcie wolności w tym przypadku było względne.
Całe życie to walka. Zawsze było pod górkę. Gdy zaczynało się robić dobrze, gdy jakoś wszystko się układało... BUM! Waliło się wszystko na raz. Jako dziecko i jako dorosły przeżył tyle złego, że nam, ludziom którym się w życiu w miarę układa, nie mieści się to w głowie. Jestem zdumiona, że człowiek może tyle znieść i to przeżyć. Ludzka psychika ma jakieś granice. Nie jeden człowiek by się poddał, odpuścił. Wayne wytrwał.
Wayne przeżył i zdecydował się opowiedzieć swoją historię w tejże książce.
"Rodzina Theodore" nie jest książką łatwą. Przy czytaniu niektórych opisów było mi słabo. Czytam mnóstwo książek, które są obrzydliwe, jest dużo krwi, są przeróżni psychopaci, których pomysły co zrobić z ludzkim ciałem są na naprawdę wysokim poziomie. Ale jeśli chodzi o tą akurat książkę, wymiękłam. To nie wiarygodne, co człowiek jest w stanie zrobić drugiemu człowiekowi, bez mrugnięcia powieką. Jak trzeba być nieludzkim, by całymi latami znęcać się i maltretować własne dzieci?
Ludzie lubią czytać książki, w których opisana jest ludzka tragedia. Moim zdaniem nie jest to nic złego. Także nie uważam za złe tego, że Ci ludzie pokrzywdzeni decydują się na publikację takich książek. Tacy ludzie chcą być po prostu wysłuchani. Ja to rozumiem, i podziwiam. Nie wiem, czy ja byłabym na tyle silna by opowiadać o przykrych rzeczach, które spotkały mnie w życiu.
Tego typu książek jest mnóstwo. Każda jest straszna i normalnemu człowiekowi nie mieści się w głowie, że takie coś dzieje się naprawdę, być może nie daleko nas. Takie książki się potrzebne, by uświadamiać ludzi, że przemoc to coś złego. Wayne zrozumiał to dość późno. Przez całe życie ojciec wmawiał mu, że jest nikim, że nic nie osiągnie. Najgorsze jest to, że mu wierzył. Wierzył mu przez bardzo długi czas. Wierzył, że każde jedno lanie, które dostawał było uzasadnione. Wierzył, że zasługuje na takie życie, że każde dziecko tak ma.
Tę lekturę polecam osobom o mocnych nerwach. Nie jest to przyjemne czytadło. Książka ukazująca najstraszniejszą ludzką stronę. Książka, obok której nie można przejść obojętnie. Szczerze mówiąc nie wiem jak mam ocenić tę książkę. No bo jak można ocenić w skali od 1 do 10 czyjeś życie? Po raz pierwszy nie wystawię oceny, a to wcale nie jest minus, wręcz przeciwnie. Książka warta przeczytania, o ile ma się mocne nerwy.
Tytuł oryginalny: Wayne
Wydawnictwo: MuzaTłumaczenie: Roman Zawadzki
Rok wydania: 2003
Ilość stron: 284
Czyjegoś życia ocenić w skali 1-10 się nie da, ale już to, jak te życie jest opisane i owszem, można. Tematyka ciężka. I istotnie, podejmowana ciężko, ale to dobrze, bo dla autorów to też swego rodzaju forma terapii, uwolnienia się od wspomnień.
OdpowiedzUsuń