01 grudnia 2013

Éric-Emmanuel Schmitt "Małżeństwo we troje"

"Bohater to człowiek, który próbuje być człowiekiem przez całe swoje życie, raz walcząc z innymi, raz walcząc z samym sobą."


Mężczyźni pobrali się kilkadziesiąt lat temu, w głębi kościoła, ukryci w półmroku za kolumnami, podczas gdy w blasku ołtarza toczyła się oficjalna ceremonia zaślubin innej pary. Ich dalsze losy, dalsze losy tej pary, dzięki której ten ślub się odbył.
Pies, który uratował człowiekowi życie. Wojna, obozy w Auschwitz, a między tym prawdziwa, odwzajemniona miłość człowieka do psa. 
"Już wcześniej często miała wrażenie, że żyje w trójkącie, tak bardzo jej drugi mąż przepadał za pierwszym..." Historia o tym, jak świat dowiedział się o Mozarcie.
Czy warto zastanawiać się nad tym, do kogo trafią narządy naszego bliskiego po jego śmierci? Opowiadanie o losach Alby, która traci syna w wypadku. Jest przekonana, że serce po zmarłym trafia do jej chrześniaka, syna jej siostry, który jest ciężko chory, i przeszczepu potrzebuje natychmiast. 
Aborcja - ciężki temat. Czy matka, która usuwa ciążę wiedząc, że jej dziecko jest bardzo chore, jest usprawiedliwiona? 

Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego francuskiego poety, i muszę przyznać, że jestem zadowolona. Pięć opowiadań, bardzo różnych, dotykających bardzo różnych problemów. Jedyne, co je łączy to miłość. Pewnie pomyślicie, że to banalne, kolejna książka o miłości ze szczęśliwym zakończeniem. No muszę was rozczarować. Nie zawsze jest tak kolorowo, jakbyśmy chcieli. Éric-Emmanuel Schmitt zafundował nam książkę, która daje do myślenia. Podczas czytania zmusza nas do zastanowienia się nad pewnymi sprawami, o których na co dzień nie myślimy, bo uważamy, że nas one nie dotyczą. Mimo, że opowiadania są krótkie, bohaterowie są przedstawieni tak, byśmy mogli ich dobrze poznać. Są "jacyś". Mają osobowości, różne cechy charakteru, dzięki czemu każdy z nas może znaleźć odrobinę siebie w danej postaci. 

Na uznanie zasługuje także to, że Schmitt w fikcję literacką wplótł wydarzenia, osoby, które rzeczywiście miały miejsce, istniały. Wybuch wulkanu Eyjafjallajökull, który sparaliżował w 2010 r. pół europy. Mozart, który zmarł młodo, zostawiając młodą żonę i dwójkę dzieci. Obozy w Auschwitz, w których przez rok przebywał piętnastoletni chłopiec. Tak ważne dla historii świata wydarzenia wplecione w zwykłe opowiadania. Wplecione w sposób inteligentny, mądry, wszystko pasuje, fajnie się ze sobą łączy. Świetna robota! Jestem zachwycona tą książką! 

Pióro pana Schmitt jest niezwykle lekkie. Książkę czyta się z przyjemnością, wręcz się ją pochłania. Sama okładka także bardzo dobra. Prosta, a jednak ma to coś w sobie. 
Kolejnym plusem, który mnie osobiście zachwycił, to "kilka słów" od autora na końcu książki. W sposób prosty, napisał jak powstawało każde opowiadanie, skąd brał pomysły, kto go inspirował. Świetny pomysł!

9/10

Tytuł oryginalny: Les deux messieurs de Bruxelles
Wydawnictwo: Znak
Tłumaczenie: Agata Sylwestrzak-Wszelaki
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 312

Za egzemplarz recenzencki dziękuję:


Oraz zapraszam na:


25 listopada 2013

Åsa Larsson "Krew, którą nasiąkła"

„- Czasami chce mi się rzygać - powiedziała zmęczonym głosem.
- Czasami jest to wliczone w obowiązki zawodowe. Pozostaje tylko wytrzeć buty i iść dalej.”

Åsa Larsson, szwedzka autorka powieści kryminalnych, której nazwisko wymienia się w gronie tych najlepszych, skandynawskich autorów. "Krew, którą nasiąkła" to drugi tom z cyklu z Rebeką Martinsson. Nie czytałam pierwszej części, a mimo to nie czułam, że coś ominęłam. W niektórych seriach lepiej jest czytać od początku, żeby wiedzieć co, z kim i po co. W przypadku tej serii nie ma potrzeby zaczynać od pierwszego tomu. Sięgając po tę książkę, liczyłam na dobry kryminał, zwłaszcza, że z tyłu, na okładce, dużymi literami napisano, iż jest to kryminał roku, międzynarodowy bestseller. Moje pierwsze spotkanie z tą autorką uważam za dobre, choć przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś znacznie lepszego.


Ktoś w brutalny sposób morduje panią pastor - Mildred Nilsson. Wrogów jak się okazuje, miała od groma, zważywszy na to, jakie miała poglądy na niektóre tematy, jak się zachowywała. Nakłaniała kobiety, by opuszczały swoich mężów, jeśli nie czują się w związku dobrze, by nie pozwalały traktować się jak służące. Była zadeklarowaną feministką. Można otwarcie powiedzieć, że nienawidziła mężczyzn, choć miała męża. Prowadziła "organizację" "Magdalena", która pomagała kobietom pokrzywdzonym, borykającym się z problemami finansowymi. Dla miejscowych mężczyzn była to po prostu "mafia kobiet". Wielu osobom zalazła za skórę, ale żeby zabić ją w tak brutalny sposób? Kto był aż tak na nią wściekły? 

Trzy miesiące po morderstwie pastor, do Kiruny, w celach czysto biznesowych, przyjeżdża Rebeka Martinsson. Jako młoda pani prawnik, której kariera została brutalnie przerwana przez zdarzenie, które miało miejsce półtora roku wcześniej - w obronie własnej zabiła trzech mężczyzn. Mimo upływu czasu, wciąż nie czuje się na siłach, by wrócić do pracy w wielkiej firmie prawniczej. Jej szef - Måns Wenngren, wysyła ją do Kiruny, by zaoferowała tamtejszym Kościołom usługi prawnicze. Mimo, iż wcześniej nic nie słyszała o tragedii jaka spotkała tutejszą społeczność, udaje jej się trafić w sam środek prowadzonej sprawy. 

Sprawa zabójstwa nie posuwa się naprzód. Policja błądzi po omacku, dowodów jest bardzo mało, podejrzanych - bardzo dużo. Walka policjantów - Anny Marii Mella i Svena Erika Stålnacke jest godna podziwu, zwłaszcza, że społeczeństwo nie jest skłonne do pomocy, a wręcz przeciwnie - niektórzy są wręcz szczęśliwi, że pozbyli się "problemu". Jak prowadzić śledztwo w tak hermetycznej społeczności? 

Kiruna.
Åsa Larsson niezaprzeczalnie ma talent do pisania kryminałów, tych z najwyższej półki. Stopniowo rozwijająca się akcja, nieustające napięcie, wodzenie czytelnika za nos, mylne tropy. To wszystko składa się na dobry, trzymający w napięciu kryminał. "Krew, którą nasiąkła" to książka dobra, ale posiada minusy, o których nie mogę nie napisać. Po pierwsze, i chyba najważniejsze - o co chodzi z tą wilczycą? Autorka wplotła w fabułę opowieść o wilczycy, nazwanej Żółtonoga, ze względu, jak się domyślacie, na jej żółte nogi. Nie za bardzo rozumiem o co chodzi z tą wilczycą. Żyje w lesie. Ma swoje stadko, i w ogóle... Co jakiś czas między rozdziałami pojawia się właśnie osobny rozdział, poświęcony jej, jej życiu, nie długi, co najwyżej na dwie strony. Mi osobiście to przeszkadzało, aż się zdenerwowałam i opuszczałam te rozdziały. Kolejnym minusem, moim zdaniem, jest zakończenie. Spodziewałam się większego "łał, ale jak to możliwe? Dlaczego?" Rozwiązanie zagadki okazało się banalnie proste, nie było aż takiego zaskoczenia, na jakie liczyłam, zresztą pewnie nie tylko ja, ale wszyscy, którzy mieli przyjemność przeczytać tę książkę. 

Różnorodność postaci - za to należy się bardzo duży plus! W jednej książce, mamy ogromny wachlarz osobowości. Każdy z bohaterów posiada takie cechy charakteru, dzięki którym jest wyjątkowy, wyróżnia się na swój sposób, zapada w pamięci.

Podsumowując - kryminał na poziomie, trzymający w napięciu, choć samo zakończenie może pozostawić niedosyt. Książkę polecam każdemu, kto lubi klimaty skandynawskie. 

7/10

Tytuł oryginalny: Det blod som spillts
Cykle: Rebeka Martinsson (tom: 2)
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tłumaczenie: Beata Walczak-Larsson
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 421

23 listopada 2013

Przegląd filmowy.

Czerwony smok (2002) 
czas trwania: 2 godz. 4 min.
gatunek: Thriller
reżyseria: Brett Ratner
ocena filmu: 9/10


"Czerwony smok" opowiada historię agenta FBI Willa Grahama (Edward Norton), który ściga psychopatycznego zabójcę nazwanego przez prasę "Zębową wróżką". Graham jest jednym z najlepszych agentów, który kilka miesięcy wcześniej aresztował Hannibala Lectera (Anthony Hopkins). Teraz jednak musi się zwrócić do niego o pomoc, bowiem przestępcę, którego chce schwytać, nie da się pokonać przy użyciu tradycyjnych metod śledczych.

Jeśli ktoś oglądał "Milczenie owiec", ten film jest obowiązkowy! Edward Norton - i wszystko jasne. Uwielbiam go, a w tym filmie pokazał na prawdę kawał dobrej gry aktorskiej. POLECAM!


Dziewiąta sesja (2001)
czas trwania: 1 godz. 40 min.
gatunek: dramat, horror, psychologiczny
reżyseria: Brad Anderson
ocena filmu: 7/10

Właściciele firmy zajmującej się usuwaniem azbestu walczą o kontrakt na oczyszczenie starego budynku, w którym niegdyś mieścił się szpital psychiatryczny. Otrzymują to zlecenie, bo podejmują się niemal niemożliwego: gwarantują, że uporają się z tym w ciągu góra dwóch tygodni. Pięcioosobowa ekipa zabiera się do pracy. Zadanie okazuje się trudne nie tylko ze względu na napięty termin, ale także na dziwne odkrycia, których tam dokonuje.

Dziwny film. Fajny, ale dziwny. Do teraz nie rozumiem, o co chodziło w zakończeniu. Dodatkowym plusem jest obecność Davida Caruso, którego możecie kojarzyć z CSI Miami, którego ja osobiście uwielbiam!

12 rund 2 (2013)
czas trwania: 1 godz. 35 min.
gatunek: Akcja
reżyseria: Roel Reiné
ocena filmu: 5/10


Ratownik medyczny Nick Malloy (Orton) zostaje wciągnięty w śmiertelnie niebezpieczna grę po tym, jak otrzymuje telefon od mściwego psychopaty (Brian Markinson). Związany z przeszłością Nicka maniak grozi śmiertelną masakrą, jeśli ten nie wykona 12 zadań - bez angażowania policji i bez jakichkolwiek opóźnień. Nick nie ma czasu do stracenia, tym bardziej, że w niebezpieczeństwie jest życie jego żony. Musi znaleźć i połączyć wszystkie ukryte wskazówki, by upolować zabójcę zanim będzie za późno! 

Pewnie się zastanawiacie, dlaczego obejrzałam ten film. Odpowiedź jest prosta - Randy Orton. Uwielbiam wrestling, uwielbiam Ortona, więc skusiłam się na film z jego udziałem. Film marny. Gra aktorska nie powala, dialogi tragiczne. Niech Randy zostanie przy wrestlingu. To wychodzi mu znacznie lepiej...

Idealne matki (2013)
czas trwania: 1 godz. 40 min.
gatunek: Dramat
reżyseria: Anne Fontaine
ocena filmu: nie wiem.


Lil i Roz znają się od dziecka. Obie mieszkają w sąsiadujących ze sobą domach położonych nad samym oceanem. Lil od niedawna jest wdową, a mąż Roz wyjechał na południe do pracy w Uniwersytecie w Sydney. Każda z kobiet ma syna. Obaj są atrakcyjnymi młodymi mężczyznami o perfekcyjnych sylwetkach, którzy całymi dniami surfują i opalają się na niewielkiej plaży. Ten sielankowy spokój już wkrótce zostanie zburzony przez huragan emocji i pożądania. Wszystko zacznie się od namiętnego pocałunku jednego z synów… z matką drugiego.

Pozwólcie, że zostawię ten film bez komentarza. Obejrzyjcie, i dajcie mi znać jakie są wasze odczucia co do tej produkcji. Jestem bardzo ciekawa waszych opinii.

19 listopada 2013

Laura Lippman "To, co ukryte"



Laura Lippman to podobno jedna z najsławniejszych i najlepszych autorek kryminałów. Piszę "podobno", ponieważ nigdy nie słyszałam tego nazwiska, a tym bardziej nie miałam przyjemności zetknąć się z książkami tej autorki. "To, co ukryte" to książka napisana w 2003 r., nagrodzona takimi nagrodami jak: Anthony Awards i Barry Award. Kryminał z klasą - taki napis widnieje na okładce. Czy moim zdaniem jest to kryminał z klasą? Nie koniecznie.

Dwie jedenastoletnie dziewczynki wracając z zabawy urodzinowej, z której zostały, delikatnie mówiąc wyrzucone, porwały niemowlę, które dosłownie na chwilę opiekunka zostawiła na ganku przed domem. W oczach tych, małych, niewinnych dziewczynek postąpiły słusznie, uratowały to dziecko, no bo skoro ktoś je zostawił bez opieki, znaczy że go nie chce, prawda?. Typowe myślenie dzieci. Wydarzenia, które nastąpią później, zmienią ich życie. Gdy po kilku dniach policja odnajduje zwłoki małej Olivii Barnes, lokalna społeczność jest w szoku. Alice i Ronnie zabiły! Karę, jaką im wymierzono za ten czyn, to siedem lat w zakładzie poprawczym. Gdy w wieku 18 lat wychodzą na wolność, mają okazję zacząć życie od nowa, zrehabilitować się w jakikolwiek sposób za dawne czyny. Gdy ledwo Alice i Ronnie wróciły do swoich domów,w okolicy znika dziecko - trzy letnia dziewczynka, mulatka. Siłą rzeczy głównymi podejrzanymi są Alice i Ronnie. Trwa walka z czasem, poszukiwania na ogromną skalę, walka z mediami, które w poszukiwaniu taniej sensacji, próbują wścibiać nosy w śledztwo. Młoda pani detektyw z wydziału zabójstw -Nancy Porter, zostaje przydzielona do tej sprawy, ponieważ siedem lat wcześniej to ona znalazła ciało Olivii. Nic w tej sprawie nie jest normalne... 

Niewątpliwie pomysł na książkę jest świetny. Motyw, gdzie to jedenastoletnie dziewczynki są morderczyniami, które jak się okazuje, zabiły z zimną krwią, nie mając później skrupułów jest fantastyczny, jest to coś nowego, coś co nie trafia się często w literaturze. Cała historia zakręcona jak baranie rogi, niby wszystko jest jasne, ale za chwilę na światło dzienne wychodzą nowe fakty, i wszystko się komplikuje. Historia wygląda naprawdę świetnie, ale tylko na pierwszy rzut oka. Książka zapowiadała się bardzo ciekawie, a koniec końców wyszło to... przeciętnie. Po pierwsze, co mnie strasznie irytowało, to notoryczne odchodzenie przez autorkę od tematu. Toczy się akcja, jest mowa o jednym, a następnie ni z tego, ni z owego akcja przeskakuje w w ogóle zupełnie inne miejsce, które niczego ciekawego ani nowego nie wnosi w fabułę. Rozciąganie niektórych wątków do maksimum, doprowadzało mnie do szału. Matka zamordowanej, małej dziewczynki, jest w tej książce ważna, temu nie mogę zaprzeczyć, ale wydaje mi się, że nie jest na tyle ważna, by poświęcać jej aż tyle czasu, by opisywać jej wizytę u okulisty... Moim zdaniem przesada, i marnowanie czasu czytelnika. Dużo lania wody, a co za tym idzie - nuda. Momentami książka nudna, i musiałam się zmuszać, żeby doczytać rozdział do końca. 
Kolejnym minusem jest zakończenie. Jest zaskakujące, ale nie zadowalające.Wiem, że nie każda książka, zwłaszcza kryminał, musi się kończyć "I żyli długo i szczęśliwie", ale odrobina sprawiedliwości nie zaszkodzi. Zawiodłam się na zakończeniu. Spodziewałam się czegoś innego. 

Laura Lippman


Książka, mimo, że posiada minusy - przeraża. Przerażająca, przynajmniej dla mnie, jest wizja dwóch, małych, słodkich, jedenastoletnich dziewczynek, które powinny bawić się lalkami Barbie, a nie dokonywać straszliwej zbrodni. Kara jaka ich za to spotkała, dla niektórych może być szokująca. Pod tym względem książka wywołuje masę emocji. Można się kłócić godzinami, czy sądzenie dziecka i dorosłego  za morderstwo w taki sam sposób, jest słuszne. 

Ważny, ciekawy problem, który autorka dotyka, to chyba jedyny plus tej książki, który zasługuje na uznanie. 

Okładka. Intrygująca, prawda? Kryminał, lalki Barbie... Fajna mieszanka, która idealnie pasuje do treści książki. Brawo dla wydawnictwa Amber za pomysł. Oryginalny i przyciągający uwagę, a to przecież najważniejsze :)

Podsumowując - pomysł na książkę bardzo ciekawy, wykonanie już gorsze. Ciekawa jestem innych książek pani Lippman. Z chęcią sięgnę po inne pozycje, chociażby dlatego, żeby porównać, czy styl jest ciągle ten sam, czy bezsensowne prowadzenie akcji się powtarza, czy tylko w "To, co ukryte" wyszło to tak słabo. Nie ma co oceniać autorki po jednej książce. Z czystej ciekawości dam jej jeszcze jedną szansę.

5+/10

Tytuł oryginalny: Every secret thing
Wydawnictwo: Amber
Tłumaczenie: Maciej Nowak-Kreyer
Rok wydania: 2007
Ilość stron: 262

17 listopada 2013

Łukasz Henel "Szkarłatny blask"


"Szkarłatny blask" to druga książka Łukasza Henela. Jego debiutancka powieść to "On", wydana w tym roku, w maju, przez wydawnictwo Videograf S.A.

Łukasz Stańczuk, mieszkaniec Zielonej Góry, świeżo upieczony absolwent socjologi, dostaje list, z którego wynika, że ciotka, z którą nie widział się od wielu, wielu lat chce podarować mu malutki, położony w lesie domek, należący do jej zmarłego niedawno brata. Jako, że ostatnimi czasy nie wiodło mu się najlepiej, miał kiepską pracę, życie uczuciowe także się rozpadło, to perspektywa odziedziczenia domu, zarobieniu na nim jakiejkolwiek gotówki była bardzo obiecująca. Nie zastanawiając się długo, wsiadł w samochód i udał się do Kurska - małej miejscowości otoczonej lasami, w której mieszkało nie więcej niż 300 mieszkańców. 
Żeby życie nie było zbyt łatwe, a książka zbyt nudna, już od początku dzieją się rzeczy, których nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Auto Łukasza grzęźnie w błocie w środku lasu, zbliża się zmrok, w pobliżu nie ma nikogo... A może jednak ktoś jest? Czuć czyjąś obecność, tak jakby ktoś obserwował z ukrycia... Coś czai się w mroku...

Czasem kiedy czuję, że On jest blisko, nie potrafię opanować strachu.

Łukasz Henel
Na szczęście, dzięki uprzejmości miejscowego, starszego pana udaje się wydostać auto, i Łukasz rusza w dalszą drogę. Gdy dociera na miejsce... Ma mieszane uczucia. Mały, parterowy, drewniany domek, w którym jak się później okazuje, nie ma elektryczności. Mimo skrajnych warunków, Łukasz postanawia w nim przenocować. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie dziwne chrobotanie w ścianie za meblami, w kuchni. By pozbyć się "problemu" Łukasz odsuwa meble, sięga ręką w dziurę w ścianie, a tam... Walizka. A w niej zeszyt i malutka kulka. Zeszyt to swego rodzaju pamiętnik, zapiski wujka Łukasza, Bolesława, do którego należał dom. To co tam przeczytał wydało mu się dziwne, nie trzymające się kupy. Okoliczni mieszkańcy uważali Bolesława za wariata, i tenże pamiętnik dowodził ich racji. W życiu nie przyszłoby Łukaszowi do głowy, że to co właśnie przeczytał okaże się prawdą, i że on sam będzie zmuszony walczyć z nadnaturalnymi siłami, które w tej małej miejscowości są obecne od bardzo, bardzo dawna. 

Okolice Kurska były pod stałym nadzorem Organizacji, ponieważ właśnie tam znajdowało się Źródło Mocy, jedno z kilkunastu rozsianych po całym świecie. 

Jeśli chodzi o horrory to jestem osobą coraz bardziej wybredną. Ciężko jest mi znaleźć książkę, która w 100% mnie zainteresuje, wciągnie, porwie w świat mroczny i niebezpieczny, wywoła "ciary na plecach". To wszystko przez Stephena Kinga, który swoimi książkami stawia poprzeczkę bardzo wysoko. Ciężko jest przebić jego książki, choćbym nie wiem, jak bardzo usilnie szukała. Do "Szkarłatnego blasku" podchodziłam sceptycznie, ponieważ fabuła wydawała mi się dość oklepana - las, odludzie, tajemnicze moce... Miałam wrażenie, że to już było, może nie w książkach, ale w filmach. Tak, zdecydowanie taki schemat występował w kilku filmach, które w przeszłości oglądałam. Tak więc, nie nastawiałam się na książkę, która będzie mogła w jakikolwiek sposób konkurować z moim Królem. Na szczęście się pomyliłam! Mój "nos czytelniczy", który zazwyczaj ma racje, tym razem mnie zawiódł, i wcale mnie to nie martwi. Mimo oklepanego schematu, dostałam książkę, która momentami wywołuje gęsią skórkę, która działa na wyobraźnię, a przede wszystkim - książkę, która wciąga! Fabuła nie tak banalna, jak się wydaje. Łukasz Henel wplótł w fabułę wątki z rytuałami okultystycznymi, dodał do tego tajną, bardzo niebezpieczną organizację, zwaną Nowa Synagoga, której członkowie potrafią zabijać za pomocą Mocy. Fabuła osadzona w Polsce, w mieście Kursko, które istnieje naprawdę i znajduje się w województwie lubuskim. Fakt, że akcja dzieje się w Polsce dodaje tej książce swego rodzaju uroku, a z drugiej jednak strony, przeraża bardziej, niż książka, w której akcja dzieje się w jakimkolwiek innym miejscu na ziemi. Niebanalna historia, z ciekawymi bohaterami, bo oprócz Łukasza, są jeszcze jego kolega z którym mieszka w Zielonej Górze - Witek, oraz Marta, którą Łukasz poznał w biurze nieruchomości, gdy zaczął się rozglądać za miejscem, gdzie mógłby sprzedać dom. Cała trójka bardzo dobrze wykreowana, dopełniają się wzajemnie, a w chwilach zagrożenia są bardzo zgrani. Pan Henel zapewnia czytelnikowi nieustannie rosnące napięcie. Pierwsze sto stron to swego rodzaju wprowadzenie, nie dzieje się nic wyjątkowego. Oczywiście pojawiają się pewne szczegóły, które dopiero na końcu będą tworzyć całość, tak oczywistą, jak to tylko możliwe. 

Książka składa się z 28 rozdziałów, niektórych dłuższych, niektórych krótszych. Warsztat pana Łukasza, moim zdaniem jest bardzo dobry. Posiadając takie umiejętności pisarskie, interesując się wszystkim, co tajemnicze i niewyjaśnione, jestem spokojna o polski rynek, jeśli chodzi o książki z gatunku horrorów. Wręcz nie mogę się doczekać kolejnych książek tego autora! 

Okładka książki zdecydowanie w moim klimacie. Tajemnicza, z dużym, wpadającym w oko tytułem, ze skrzydełkami, na których jest notka o autorze oraz fragment książki. Przykuwa uwagę, i to mnie cieszy, bo książka zasługuje na to, by wziąć ją do ręki i CZYTAĆ!

Podsumowując - książka warta przeczytania. Szczególnie polecam ją wielbicielom horrorów z motywami okultystycznymi, tym, którzy lubią to, co jest trudne do wytłumaczenia.




8+/10

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 309
________________________________________________________

Nawiązałam współpracę z księgarnią internetową - http://www.taniaksiazka.pl/, której dziękuję za "Szkarłatny blask".

11 listopada 2013

Alloma Gilbert, Corrine Sweet "Ocal mnie od złego"


Alloma Gilbert opowiadała, a Corrine Sweet zapisywała. W taki sposób powstała ta oto książka. Książka, która ma każdemu czytelnikowi uzmysłowić, że nie potrzeba Kinga, Mastertona, czy innych Koontzów, żeby stworzyć taki horror, że aż skóra cierpnie. "Ocal mnie od złego" to historia prawdziwa, która wydarzyła się nie tak dawno temu, w Anglii. 

"Kiedy spoglądam wstecz na swoje życie w reżimie zaordynowanym przez Eunice, postrzegam je jako schodzenie po schodach do piwnicy. Na kilku pierwszych stopniach musiałam się zaaklimatyzować do słabszego światła i niższej temperatury. W miarę schodzenia zaczęłam czuć wilgoć i dyskomfort, by wreszcie znaleźć się w zimnej, pełnej szczurów, cuchnącej komórce, w której poddawano mnie sadystycznym torturom, aż w końcu zaczęłam błagać o litość. Lecz litości mi nie okazano."

 Alloma Gilbert urodziła się 14 maja 1985 r. Przez rodziców i babcię była bardzo kochana. Problemy zaczęły się, gdy jej matka zaczęła chorować i nie dawała sobie rady z wychowywaniem małego dziecka. Wtedy w życiu rodziny Gilbert pojawiła się miła, uprzejma, wykwalifikowana mama zastępcza, Eunice Spry. Po raz pierwszy Alloma trafiła pod skrzydła Eunice gdy miała osiemnaście miesięcy. Spędziła z nią tylko miesiąc, ponieważ w tym czasie jej matka doszła do siebie i mogła dalej opiekować się córką. Gdy Alloma miała siedem i pół roku zamieszkała na ulicy George Dowty Drive 24 - w domu Eunice. Jej życie nie od razu zmieniło się w piekło. Na początku, jako karę musiała znosić klapsy, co nie jest jeszcze takie złe, biorąc pod uwagę co działo się później. Z czasem zaczęło być coraz gorzej. Mocniejsze bicie. Marne karmienie, choć nie brakowało pieniędzy. Zmuszana była do picia płynu do naczyń, wtykano jej drewniany kij do gardła, była bita po stopach cienkim, bambusowym kijem (a takie typu rzeczy podobno stosowano na wojnie w ramach tortur...), spała w kuchni pod stołem. Głodzona, upokarzana, bita tak mocno, że to cud, że przeżyła... 

"Trudno zrozumieć, by ktokolwiek mógł choćby pomyśleć o tym, co pani wprowadzała wczyn - nie mówiąc już o metodycznym działaniu poprzedzonym namysłem. Metodycznie i z powodzeniem stosowała pani coś, co można uznać za pełne sadyzmu tortury."

Alloma Gilbert
Eunice Spry to osoba, dla której religia to coś najważniejszego. Jako zapalona wyznawczyni świadków Jehowy starała się "wypędzić zło" ze swoich "dzieci". Twierdziła, że Alloma jest opętana przez szatana, więc każda kara jaką dostawała, była uzasadniona. Swoją drogą, to biedne dziecko było karane nawet za coś, czego nie zrobiła, albo zrobiła, ale była to taka bzdura, że my, normalni ludzie, nie zwrócilibyśmy nawet na to uwagi. Przykład? Dostała lanie za to, że ich pies, szczeniak, zrobił w nocy kupę w domu... 

"Ironia polega na tym, że gdybyśmy zostali zabrani przez opiekę społeczną, byłoby to dla nas błogosławieństwo."

Najlepsze horrory pisze samo życie. Człowiek przy zdrowych zmysłach nie wymyśliłby tak okropnej, smutnej historii. Dziecko, które przez 10 lat wycierpiało tyle, że nie jeden dorosły by nie wytrzymał. "Ocal mnie od złego" ma uświadamiać, że jeżeli widzimy, gdy komuś dzieje się krzywda, powinniśmy działać. Czasami nawet najmniejszy znak, na pierwszy rzut oka niedostrzegalny, jest sygnałem alarmowym, że dzieje się naprawdę coś złego. Nie bądźmy obojętni, bo takie historie jak ta, może nie tak brutalne, dzieją się wokół nas. Reagujmy od razu, bo później może być za późno.

Co do stylu książki - sądzę, że nie on jest tutaj najważniejszy. Najważniejszy jest przekaz, a on jest jasny i dobitny. Warsztat pani Corrine Sweet jest dość słaby, a to dlatego, że nie jest ona pisarką z prawdziwego zdarzenia. Mieszka w Londynie, na co dzień jest psychologiem. Także nie spodziewajcie się po tej książce nie wiadomo jakiego cuda literackiego, z językiem pięknym i wyszukanym, bo nie o to tutaj chodzi. Chodzi o przekaz. 

Zakończenie... Nie wiem czego się spodziewałam dla tej starej wiedźmy. Krzesła? Szubienicy? Rozstrzelania? Ciężko mi powiedzieć, ale wiem, że to jaką karę więzienia dostała za to, co robiła przez tyle lat, jest bardzo mała. Moim zdaniem, oczywiście. 

"Ocal mnie od złego" to książka mocna, która dostarcza tylu emocji, że czasami ciężko kontynuować czytanie. Książka, która daje dużo do myślenia (przynajmniej powinna!), o której nie tak łatwo będzie można zapomnieć. 

Książkę oceniam na 9/10, choć nie wiem, czy powinnam ją w ogóle oceniać...

"Wszystko, co mogę zrobić, to starać się iść naprzód, zachować spokój i wyznać prawdę."

Tytuł oryginalny: Deliver Me from Evil: A Sadistic Foster Mother, A Childhood
Wydawnictwo: Znak
Tłumaczenie: Magdalena Filipczuk, Michał Filipczuk
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 318

08 listopada 2013

Charlaine Harris "Grobowy zmysł"



Czasami mam wrażenie, że posiadam 6 zmysł jeśli chodzi o wybór lektur. Dlaczego? Ponieważ w 90% przypadków wypożyczam książki, które są pierwsze w serii. Tym razem nie było inaczej. "Grobowy zmysł" to pierwsza z czterech, jak do tej pory, książka z serii z Harper Connelly. Kolejne to: "Grób z niespodzianką", "Lodowaty grób" oraz "Grobowa tajemnica". Charlaine Harris, znana, przynajmniej mi, jako autorka książek, na podstawie których został nakręcony serial "Czysta krew" (True Blood). Seria z Harper Connelly na szczęście nie ma nic wspólnego z wampirami. Główna bohaterka obdarzona jest niezwykłym darem. Wyczuwa zmarłych. Dosłownie.


Akcja dzieje się w malutkim miasteczku Sarne, które w sezonie jest atrakcją turystyczną, a poza sezonem cichym, spokojnym miejscem, w którym nie dzieje się właściwie nic ciekawego. Wszystko do czasu gdy do miasta przyjeżdża Harper Connelly z bratem Tolliverem Langiem na zaproszenie burmistrza. Ich zadanie jest "proste". Muszą odnaleźć zaginioną, młodą dziewczynę, a właściwie jej ciało. Według policji jej chłopak zamordował ją, ukrył ciało a później popełnił samobójstwo. Harper po odnalezieniu ciała wątpi w wersję policji. Na pozór prosta sprawa, która miała zakończyć się szybko i bezboleśnie, zmienia się w sprawę, która szokuje wszystkich. W między czasie umrze kilka osób, tylko dlatego, że znali pewien sekret... 


Czy książka mnie usatysfakcjonowała? TAK!. Pomysł na książkę fantastyczny. Motyw z Harper, która po porażeniu piorunem zaczyna wyczuwać zmarłych jest świetny, i wręcz nie mogę doczekać się, aż zabiorę się za kolejne części tej serii. Wierzę, że pomysłowość Charlaine Harris mnie nie zawiedzie. Sama fabuła także dobra. Wiadomo jak to jest, jeśli chodzi o małe miasteczka. Każdy zna każdego, hermetyczna społeczność. Mordercą może się okazać osoba, którą najmniej byśmy podejrzewali. Na jaw wychodzą sekrety z przeszłości, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Nagle ludzie, którzy na pierwszy rzut oka wydają się być w porządku, są źli do szpiku kości. Nie mordują ludzi. Po prostu myślą, że za pieniądze można kupić wszystko...


Książka napisana w pierwszej osobie, z punktu widzenia Harper. Taki styl mi odpowiadał i dobrze pasował do całości książki. Kolejna miła odmiana to grafika. Nie, nie chodzi mi o okładkę książki. Każdy rozdział jest "zaznaczony" odciskami palców. Wygląda to świetnie! Sama okładka także przyciąga, jest bardzo charakterystyczna.

Jedyne do czego chcę się przyczepić, to relacje między siostrą a bratem. Nie jest to rodzeństwo biologiczne. Matka Harper i ojciec Tollivera pobrali się, więc siłą rzeczy stali się rodziną. Od samego początku połączyła ich silna więź, która pomogła przetrwać im ciężkie chwile w domu (a takich ciężkich chwil było bardzo dużo, ze względu na problemy z alkoholem i narkotykami ich rodziców). Rozumiem silną więź między rodzeństwem, nawet przyrodnim, ale czasami miałam wrażenie, że ze strony Harper jest coś więcej. Snuła plany na przyszłość, w których widziała siebie, brata, piękny domek na odludziu. Spanie w jednym łóżku też mnie zaskoczyło... Według mnie jest to troszeczkę dziwne, i jeśli chodzi o ten aspekt, pani Harris się nie popisała.


Z czystym sercem mogę polecić tę książkę, tym, którzy lubią dobre zagadki kryminalne, a przy okazji chcą dowiedzieć się, jak to jest "czuć zmarłych". Niebanalny pomysł na fabułę gwarantuje czytelnikowi dobrą lekturę. Nie sposób się nudzić, ciężko odłożyć książkę na bok :) Polecam.

8+/10


Tytuł oryginalny: Grave sight
Wydawnictwo: Fabryka słów
Tłumaczenie: Dominika Schimscheiner
Cykle: Harper Connelly (tom: 1)
Rok wydania: 2008
Ilość stron: 295

06 listopada 2013

Książki na zimny listopad.



Czasu zawsze mam mało. Doba mogłaby trwać 48 godzin, a ja i tak bym się nie wyrabiała... Na czytanie mam tyle, co kot napłakał, a mimo to i tak jak idę do biblioteki po góra dwie książki, to wychodzę stamtąd z całą torbą książek. Tym razem nie było inaczej :) 



"Jezioro" Arnaldur Indriðason

Czwarty kryminał z Erlendurem Sveinssonem! Zimnowojenna historia i współczesne dochodzenie w sprawie morderstwa przed wielu laty - nieoczekiwanie powracają czasy dawno i słusznie minione...
Słynne Kleifarvatn, islandzkie jezioro znajdujące się niedaleko dawnej bazy armii amerykańskiej, od jakiegoś czasu się kurczy. Jest wiosna, na odsłoniętym dnie zostaje znaleziony szkielet z dziurą w czaszce. Na miejscu pojawia się Erlendur wraz z ekipą. Ku swemu zdziwieniu funkcjonariusze policji odkrywają, że do ludzkich szczątków przywiązane jest tajemnicze urządzenie. Po szczegółowych badaniach okazuje się, że to aparatura nasłuchowa, wyprodukowana w latach 60. w Związku Radzieckim.
Pewien starszy człowiek wspomina swoją młodość, kiedy jako członek młodzieżówki partii komunistycznej został wytypowany do wyjazdu na studia do Lipska. Uczęszczając na zajęcia, poznaje zakłamanie realnego socjalizmu i pułapki państwa policyjnego, czyhające na obcokrajowców. Czy władzom wschodnioniemieckim udało się go nakłonić do współpracy?
 Tymczasem Erlendur i jego ludzie prowadzą żmudne śledztwo, które przenosi nas w nieodległe przecież czasy zimnej wojny. Mimo że w powieści pojawi się wątek szpiegowski, Jezioro nie jest typową powieścią z tego gatunku. Kryminalna fabuła przypomni o ponurym totalitaryzmie, o bezbronności małych krajów, pozostających w strefie wpływów wielkich mocarstw...


"Dalziel & Pascoe. Ostatnie słowa" Reginald Hill

Zgony trzech starszych mężczyzn nie byłyby niczym niezwykłym, gdyby nie fakt, że wszyscy trzej zmarli w tę samą burzową listopadową noc. I wszyscy zmarli gwałtowną śmiercią.
Wezwany do zbadania sprawy komisarz Pascoe ze zdumieniem stwierdza, że jeden policjant jest już w tę sprawę zaangażowany – jako jeden z podejrzanych. Na łożu śmierci jedna z ofiar wskazała cel, który trudno przeoczyć: podinspektora Dalziela. Wszystko wskazuje na to, że podinspektor bawił na suto zakrapianej kolacji, a potem wsiadł do samochodu i spowodował wypadek.
Dalziel twierdzi, że jest niewinny, ale cała sytuacja podważa zaufanie do Wydziału Kryminalnego. Biorąc zaś pod uwagę fakt, że równolegle toczą się jeszcze dwa śledztwa, nawet pokaźne gabaryty podinspektora mogą nie wystarczyć, żeby przeważyć szalę na korzyść policji z Yorkshire…



"Grobowy zmysł" Charlaine Harris

Martwi leżą dosłownie wszędzie. Harper wyczuwa ich grobowym zmysłem.

Harper zarabia na życie czymś w rodzaju słuchu i węchu, ale…metafizycznego. „Czuje” człowieka, który wybrał się na polowanie ze swoim wrogiem i od lat leży w zaroślach pod tamtym drzewem. Widzi kości pechowej kelnerki, co obsługiwała niewłaściwą osobę i skończyła pod dachem opuszczonej rudery. Słyszy historię nastolatka, który wypił za dużo w nieodpowiednim towarzystwie. Podły los zgotował mu płytki grób w sośniaku.

Gdzieś tam, wśród zwłok zakopanych w ogródku, zatrzaśniętych w bagażnikach porzuconych aut, obciążonych blokami cementu i zatopionych w jeziorze, może być jej siostra.



"To, co ukryte" Laura Lippman

Żadnego planu,
Żadnego motywu,
Żadnej logiki zbrodni...

Dwie jedenastoletnie dziewczynki wyproszone z urodzin koleżanki, za niegrzeczne zachowanie, skręcają w złą stronę na nieznanej ulicy. Przed jednym z domów widzą samotny wózek z dzieckiem. To, co następuje potem, przekracza granice wyobraźni i nieodwracalnie niszczy trzy rodziny.

Siedem lat później Alice i Ronnie wychodzą z zakładów poprawczych. Wracają do domów, mają szansę zacząć wszystko od nowa. Jednak tajemnica, którą owiana jest ich dawana zbrodnia, wciąż dręczy ich rodziców, prawników i policjantów. Wszystkich, którzy wtedy nie odważyli się stawić czoła szokującej prawdzie. A teraz znika kolejne dziecko w niepokojących okolicznościach...

"Krew, którą nasiąkła" Åsa Larsson

Północna Szwecja za kręgiem polarnym. W małej wiosce Jukkasjärvi zostaje brutalnie zamordowana kontrowersyjna pastor parafii, Mildred Nilsson. Kobieta była znana jako odważna feministka skonfliktowana nie tylko ze zwierzchnikami kościoła, ale również z lokalną społecznością myśliwych. Mimo istniejących motywów, policja drepcze w miejscu.
Zupełnie przypadkowo w dochodzenie włącza się prawniczka Rebeka Martinsson, bohaterka książek Åsy Larsson. Rozpoczyna się pościg za mordercą.






Wszystkie opisy pochodzą z lubimyczytac.pl


Książki, w których nie ma psychopatów są nie dla mnie :) Kocham czytać o psychopatach... Pytanie tylko, czy to normalne? 

04 listopada 2013

Leslie Alan Horvitz, Wayne Theodore "Rodzina Theodore - opowieść o odwadze, przetrwaniu i nadziei"


"Rodzina Theodore" to książka pisana przez życie, książka, która ma za zadanie uświadomić czytelnika, że przemoc w rodzinie to przestępstwo. Tak, wydaje się, że jest to takie oczywiste dla kogoś, kto przemocy ze strony rodziców nigdy nie uświadczył. Dla człowieka bitego od dzieciństwa, który jest maltretowany w domu 24/h, już nie jest to takie jasne i oczywiste.
 "Rodzina Theodore" jest to swego rodzaju spowiedź. Wayne Theodore, czwarty z dwunastu rodzeństwa, opowiada historię swojego dzieciństwa i swojego życia już jako człowiek dorosły, posiadający własną rodzinę. Człowiek, który za młodu przeżył piekło na ziemi. Od własnego ojca otrzymał lekcję życia, która zmieniła go na zawsze. W wieku sześciu lat prawie umarł. Ojciec o mało go nie zabił tylko dlatego, że... zmoczył łóżko we śnie.
Wayne opowiada wszystko ze szczegółami, nawet tymi najbardziej okrutnymi. O tym jak ojciec go bił, gdzie i jak mocno. O tym jak jego matka była katowana przez ojca, o tym jak poroniła kilka razy i rodziła martwe dzieci do ubikacji. 
Dzieciństwo było potworne, ale okres gdy uciekł z domu i był na pozór "wolny" wcale nie był lepszy. Jako piętnastoletni chłopak wylądował na ulicy, zmuszony radzić sobie sam. Nie miał nikogo, do kogo mógłby się zwrócić z pomocą. Musiał oglądać się za siebie, czy przypadkiem ojciec go nie znalazł. Uzależnił się od narkotyków... Pojęcie wolności w tym przypadku było względne. 
Całe życie to walka. Zawsze było pod górkę. Gdy zaczynało się robić dobrze, gdy jakoś wszystko się układało... BUM! Waliło się wszystko na raz. Jako dziecko i jako dorosły przeżył tyle złego, że nam, ludziom którym się w życiu w miarę układa, nie mieści się to w głowie. Jestem zdumiona, że człowiek może tyle znieść i to przeżyć. Ludzka psychika ma jakieś granice. Nie jeden człowiek by się poddał, odpuścił. Wayne wytrwał.
Wayne przeżył i zdecydował się opowiedzieć swoją historię w tejże książce. 

 "Rodzina Theodore" nie jest książką łatwą. Przy czytaniu niektórych opisów było mi słabo. Czytam mnóstwo książek, które są obrzydliwe, jest dużo krwi, są przeróżni psychopaci, których pomysły co zrobić z ludzkim ciałem są na naprawdę wysokim poziomie. Ale jeśli chodzi o tą akurat książkę, wymiękłam. To nie wiarygodne, co człowiek jest w stanie zrobić drugiemu człowiekowi, bez mrugnięcia powieką. Jak trzeba być nieludzkim, by całymi latami znęcać się i maltretować własne dzieci?  

Ludzie lubią czytać książki, w których opisana jest ludzka tragedia. Moim zdaniem nie jest to nic złego. Także nie uważam za złe tego, że Ci ludzie pokrzywdzeni decydują się na publikację takich książek. Tacy ludzie chcą być po prostu wysłuchani. Ja to rozumiem, i podziwiam. Nie wiem, czy ja byłabym na tyle silna by opowiadać o przykrych rzeczach, które spotkały mnie w życiu.

Tego typu książek jest mnóstwo. Każda jest straszna i normalnemu człowiekowi nie mieści się w głowie, że takie coś dzieje się naprawdę, być może nie daleko nas. Takie książki się potrzebne, by uświadamiać ludzi, że przemoc to coś złego. Wayne zrozumiał to dość późno. Przez całe życie ojciec wmawiał mu, że jest nikim, że nic nie osiągnie. Najgorsze jest to, że mu wierzył. Wierzył mu przez bardzo długi czas. Wierzył, że każde jedno lanie, które dostawał było uzasadnione. Wierzył, że zasługuje na takie życie, że każde dziecko tak ma. 

Tę lekturę polecam osobom o mocnych nerwach. Nie jest to przyjemne czytadło. Książka ukazująca najstraszniejszą ludzką stronę. Książka, obok której nie można przejść obojętnie. Szczerze mówiąc nie wiem jak mam ocenić tę książkę. No bo jak można ocenić w skali od 1 do 10 czyjeś życie? Po raz pierwszy nie wystawię oceny, a to wcale nie jest minus, wręcz przeciwnie. Książka warta przeczytania, o ile ma się mocne nerwy. 



Tytuł oryginalny: Wayne
Wydawnictwo: Muza
Tłumaczenie: Roman Zawadzki
Rok wydania: 2003
Ilość stron: 284


Pierwsze urodziny bloga!

Stało się! Myślałam, że nie wytrwam, że 'konkurencja' mnie pożre, że nie wytrzymam psychicznie... A jednak. Udało się. Wytrwałam rok! W sobotę (2.11) minął rok od założenia tego oto bloga. ROK! Wiem, że zabrzmi to sztucznie, ale myślałam, że nie wytrwam tyle. Gdy rok temu przeglądałam blogi z recenzjami, byłam pod wielkim wrażeniem, że ktoś wkłada w to tyle pracy, za darmo. Bałam się, że mój blog, moje recenzje nie będą dość dobre, by chociaż jedna osoba je czytała. A jednak. Wiem, że dużo brakuje mi do poziomu, który w przyszłości chciałabym osiągnąć. Cały czas uczę się pisać dobre recenzje, cały czas eksperymentuję, poszukuję własnego stylu.

Chciałabym podziękować tym wszystkim, którzy wchodzą tutaj, czytają to, co napiszę, komentują. Dziękuję tym 135 osobom, które obserwują mój blog. Dziękuję, że jesteście :*

Czy wytrwam kolejny rok? Mam nadzieję. Teraz powinno być z górki, prawda?

27 października 2013

Ira Levin "Dziecko Rosemary"


Ten tytuł kojarzy chyba każdy. Klasyka w swoim gatunku. Książka stara jak świat, napisana w roku 1967, a zekranizowana w 1968 r.  przez samego Romana Polańskiego. Do czytania zabrałam się z wypiekami na twarzy, liczyłam na mocną, trzymającą w napięciu książkę, której nie zapomnę przez dłuższy czas. A co dostałam? Książkę, która przeczytałam bardzo szybko, ale czy zapamiętam ją na dłużej? Wątpię. Nie mogę powiedzieć, że zawiodłam się całkowicie, ale także nie czuję się w pełni usatysfakcjonowana po przeczytaniu tejże lektury. 

Historia zaczyna się banalnie, otóż poznajemy młode małżeństwo, które wprowadza się do mieszkania w The Bramford Building, prestiżowej, mieszczańskiej kamienicy w Nowym Jorku. Jak się okazuje, jest to dom, który ma złą reputacje, działy się w nim różnie, przerażające rzeczy np: ktoś uprawiał czarną magię, mieszkały tam siostry, które zjadały małe dzieci, dziecko znalezione w piwnicy zawinięte w gazetę, mnóstwo samobójstw. Rosemary i Guya Woodhouse to nie zniechęca, wprowadzają się, urządzają, poznają nowych sąsiadów. I od tej pory wszystko się zmienia. Od momentu, gdy poznali stare małżeństwo, Minnie i Romana Castevet, mieszkające ścianę obok, wszystko się zmienia.

Historia banalna, która właśnie dzięki swojej prostej budowie, bez większych zwrotów akcji miała budzić w czytelniku gęsią skórkę. Bezustannie rosnące napięcie, świadomość, że coś się wydarzy, ale nie wiadomo co i kiedy. Czytelnik jest świadkiem różnych dziwnych zdarzeń, ale czy zdaje sobie sprawę, o co tak na prawdę chodzi? Wątpię. Z pozoru normalne małżeństwo starające się o dziecko, z pozoru normalni sąsiedzi, którzy troszczą się o nowych lokatorów. 

Szczerze mówiąc, nie wiem co myśleć o tej książce. Z początku nudna jak flaki z olejem, później się rozkręca, ale co z tego? Główna bohaterka momentami doprowadzała mnie do szału swoją naiwnością. Wszystko dookoła mówiło, nie, krzyczało, że coś jest nie w porządku. Powinna się spakować i wyjechać na drugi koniec świata. To ta nie, siedziała i pozwalała się ogłupiać... Nie było aż tylu dreszczy, na ile liczyłam.

Ira Levin
Książka napisana jest w sposób prosty, czyta się ją szybko, jest podzielona na 3 części - pierwsza jest o przeprowadzce do nowego domu, urządzaniu się. Druga - o ciąży. Trzecia o narodzinach dziecka. Zwrotów akcji jest tyle, co kot napłakał. Pierwsze 100 stron jest nudne, i mogą zniechęcić do dalszego czytania. Dalej jest już lepiej o ile zacznie się łączyć fakty. Na końcu oczywiście wszystko jest wytłumaczone co, z kim i po co, ale jeśli od początku czyta się uważnie, łączy fakty to końcówka książki nie jest takim zaskoczeniem. 
Co do samego zakończenia - słabe. Liczyłam na więcej, na większy dramat. 

Co do ekranizacji - jest zrobiona po mistrzowsku! Brawa dla pana Romana, za zrobienie filmu, który moim zdaniem był lepszy od książki. Muzyka, aktorzy, trzymanie się faktów z książki, to wszystko przełożyło się na świetny film, jak na tamte lata (1968 r.). Zdecydowanie bardziej polecam film. Momentami wieje nudą, ale przynajmniej nie aż tak, jak w książce.

6+/10

Tytuł oryginalny: Rosemary's Baby
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Tłumaczenie: Bogdan Baran
Rok wydania: 1988
Ilość stron: 236

25 października 2013

James Thompson "Anioły śniegu"


Kittilä - gmina w Finlandii, położona w północnej części kraju, należąca do regionu Laponia. To właśnie tam przenosimy się z naszych cieplutkich łóżeczek, gdzie zazwyczaj czytamy książki. Temperatura w Kittilä właśnie dobiła do -40°C. Wychodzenie z domu w taką pogodę jest co najmniej głupotą, no ale jak wiadomo - zło nie śpi. Tym razem zło będzie bardzo brutalne. 
Detektyw Kari Vaara dostaje wiadomość o popełnionym morderstwie. Vaara to doświadczony policjant i nie jedno w życiu widział, ale to co zastaje na miejscu zbrodni jest przerażające. Młoda, piękna, czarnoskóra aktorka pochodzenia Somalijskiego ma wydłubane oczy, kawałek skóry z jej piersi jest odcięty, na brzuchu ma wyryty napis "murzyńska dziwka", od półlitrowej butelki piwa odłamano szyjkę i wbito w waginę ofiary odłamanym końcem, przekręcając i tnąc tkankę, a na koniec podcięto jej gardło. Brutalne morderstwo na tle seksualnym albo z powodu rasistowskiej nienawiści. Albo to i to. Teraz detektyw Vaara musi znaleźć kilka odpowiedzi, co jak się okaże, nie będzie takie proste. Kilka spraw z jego przeszłości, o których wolałby zapomnieć, wyjdzie na jaw. 

James Thompson, Amerykanin, który uważa się za Fina, pisze skandynawskie kryminały i jest z tego zadowolony. A czy ja czytając jego książkę byłam zadowolona? No właśnie nie bardzo. Jeśli chodzi o skandynawskie kryminały to czytałam ich o wiele za mało, żeby teraz mieć jakieś porównanie, ale wydaje mi się, że tego typu książki powinny być pisane przez ludzi, którzy całe życie mieszkają w danym skandynawskim państwie. Thompson od 12 lat mieszka w Finlandii, dokładnie w Helsinkach. I teraz moje pytanie - czy przez 12 lat można poznać mentalność, sposób myślenie danego społeczeństwa? 

"Taki kryminał napisałby Simon Beckett, gdyby mieszkał za biegunem polarnym" - taki opis widnieje na okładce. Ten, kto to napisał, powinien resztę życia spędzić w więzieniu! Porównywanie Becketta z Thompsonem jest co najmniej niewłaściwe. Są to dwaj, zupełnie różni autorzy, a ich podobieństwo zaczyna się i kończy na podobnych okładkach książek wydawanych przez wydawnictwo Amber.
James Thompson

Książka napisana w pierwszej osobie, w czasie teraźniejszym. Styl pozostawia wiele do życzenia. Nie wiem, czy jest to wina samego autora, czy tłumaczenia. Niektóre zdania są tak beznadziejnie skonstruowane, że aż oczy bolały podczas czytania. 
Pomysł na książkę fajny, sposób wykonania nie bardzo. Zakończenie także nie bardzo zrozumiałe. Właściwie nie wiem dlaczego zakończyło się to tak, jak się zakończyło. Plusem tej książki jest to, że się ją na prawdę bardzo szybko czyta. Dużo dialogów, mało opisów, czcionka duża, 35 krótkich rozdziałów. 

"Anioły śniegu" to pierwszy tom cyklu z detektywem Kari Vaara. Następne to "Łzy Lucyfera" i "Biel Helsinek". Szczerze mówiąc nie ciągnie mnie do tych książek. Może kiedyś, gdy natknę się na nie w bibliotece to przeczytam. 

Podsumowując - "Anioły śniegu" to mało ambitny, mało zaskakujący, kiepsko napisany, bądź przetłumaczony, kryminał skandynawski napisany przez Amerykanina. Mieszanka wybuchowa, z której nie może powstać nic dobrego. Zakończenie dziwne, dla mnie nie zrozumiałe. 

5/10

Tytuł oryginalny: Snow Angels
Wydawnictwo: Amber
Tłumaczenie: Maciej Nowak - Kreyer
Cykl: Kari Vaara (tom: 1)
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 333

21 października 2013

Jeanette Winterson "Nie tylko pomarańcze..."



"Nie tylko pomarańcze..." poleciła mi koleżanka. Książka nie gruba, tylko 189 stron, więc się skusiłam. Mniej więcej wiedziałam o czym ona jest, i byłam zaciekawiona. Niestety tym razem książka nie przypadła mi do gustu. Mimo, że jest to lektura, która opowiada prawdziwą historię autorki, która jest w 100% pisana przez życie, a tego rodzaju książki uwielbiam czytać, to jednak "Nie tylko pomarańcze..." nie wywarły na mnie takiego wrażenia, jakiego się spodziewałam. Właściwie nie wiem czego się spodziewałam. Chciałam po prostu dobrą książkę, a dostałam... No właśnie... Zapraszam do dalszej lektury. 

Jak już wspomniałam jest to historia młodości autorki tej książki, Jeanette Winterson. Opowiada ona o swoim dzieciństwie przy matce, która poza Bogiem i kościołom nie widziała nic innego. Matka od samego początku wmawiała Jeanette, że każde odstępstwo od normy jest dziełem szatana, cokolwiek to znaczy. Co się jednak stanie, gdy Jeanette zakocha się w Melanie, dziewczynie, która sprzedaje ryby? Co z tego wyniknie? Co na to matka Jeanette?

Jest to moje pierwsze spotkanie z tą autorką i muszę przyznać, że mało udane. Nawet powiedziałabym, że tragiczne. Książka sama w sobie jest dobra, autorka jest autentyczna, pisze bardzo fajnie, bardzo lekko, książkę czyta się na prawdę bardzo przyjemnie. ALE! Zawsze musi być jakieś 'ale'. Ta książka jest dobra, ale nie dla mnie. Mój gust, jeśli chodzi o książki jest bardzo specyficzny. Nie lubię książek, w których nie ma akcji! Musi się coś dziać, musi być dramat, płacz, krew także mile widziana. "Nie tylko pomarańcze..." to historia bardzo smutna, ale nie aż tak, żeby zrobić na mnie wrażenie.
Jeśli ktoś jest fanem tejże autorki, to ta książka jest obowiązkowa. Autobiografia Jeanette, jej początki w świecie dorosłych, jej pierwsza miłość, pierwszy seks. Jak żyło się osobom homoseksualnym w latach 80, jak na to reagowała społeczność, sąsiedzi, pastor.

Jeanette Winterson


5/10


Tytuł oryginalny: Oranges Are Not the Only Fruit
Wydawnictwo: Rebis
Tłumaczenie: Waldemar Łyś
Rok wydania: 1997
Ilość stron: 189

18 października 2013

Oscar Wilde "Portret Doriana Greya"


I nadszedł taki dzień, w którym Daria przeczytała książkę, która klasykiem jest i to nie podlega wątpliwości. Co mnie podkusiło, żeby sięgnąć po taką literaturę? Koleżanka opowiedziała mi troszeczkę o co chodzi w tej książce i przyznam, że mnie zaintrygowała. Na co dzień, jak widać, nie czytam tego typu lektur, ale "Portret Doriana Greya" zainteresował mnie od samego początku. Czy książka słusznie uznawana jest za klasyk? Zdecydowanie tak! Czy mi książka podobała się aż tak, bym mogła z czystym sumieniem polecić ją tym, którzy jeszcze nie mieli przyjemności zapoznania się z tym dziełem? Zdecydowanie TAK! 

Fabuła książki jest bardzo prosta. Otóż tytułowy Dorian to niesamowicie przystojny, młody człowiek, który dopiero co wkracza w dorosłe życie. Londyński malarz, Basil Hallward, jest nim oczarowany. Koniecznie chce namalować jego portret. Oczywiście pan Grey się zgadza, Basil jest szczęśliwy i jak najszybciej bierze się do pracy. Gdy malarz kończy swoje dzieło, do Doriana dociera myśl, że jego twarz na portrecie zawsze będzie młoda, piękna, nieśmiertelna. A on? Zestarzeje się. Ta myśl go dobija. W przypływie emocji wypowiada kilka słów, które zmienią całe jego życie... Od tej pory Dorian Grey się nie starzeje, a portret... Zapraszam do lektury :)

Nie spodziewałam się, że książka, która została napisana w roku 1891 spodoba mi się tak bardzo. Najbardziej obawiałam się języka. W dzisiejszych czasach książki pisane są w sposób prosty, słownictwo mam wrażenie, że czasami jest ograniczone. W przypadku książki pana Oscara jest zupełnie inaczej. Anglia, XIX w - język zupełnie inny. Piękniejszy. Dostojniejszy. Mi, jako że z tak pisanymi książkami mam do czynienie raz na 5 lat (to się nie ma co chwalić, Daruniu), to "Portret Doriana Greya" czytało mi się ciężko. To absolutnie nie jest wina książki, tylko moja. To dlatego, że na co dzień ogłupiam się książkami mało ambitnymi, w których język pozostawia wiele do życzenia. Ciężko mi było się przestawić. Na szczęście od połowy książki było już zdecydowanie lepiej. Jeśli zaś chodzi o fabułę... Wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, genialna i mogła bym tak wymieniać przymiotniki, ale nie o to tutaj chodzi. Cała ta historia jest tak stworzona, że po przeczytaniu książki siedziałam, gapiłam się w okładkę, która swoją drogą jest przepiękna, ale o tym zaraz. Siedziałam i zastanawiałam się jak odnieść to, co przed chwilą przeczytałam, do dzisiejszych czasów. Znalazłam kilka, nawet nie głupich przykładów, o których tutaj nie napiszę. Chcę, żeby każdy z was po przeczytaniu zastanowił się nad tym. Sam. 


Jak już wspomniałam - okładka. Ogólnie cała oprawa tej książki jest nieziemska! Na zdjęciach  może tak tego nie widać, ale uwierzcie mi, że robi to wrażenie. Wydawnictwo CIL Polska odwaliło kawał dobrej roboty. Brawo. 


W 2009 r została nakręcona ekranizacja tej że książki. W rolę Doriana wcielił się Ben Barnes, którego kojarzyć możecie z roli księcia Kaspiana w kinowej adaptacji powieści C.S. Lewisa Opowieści z Narnii.
Film a książka... Zupełnie co innego. Przede wszystkim film nie trzymał się faktów. Było ogromnie dużo rzeczy zmienionych, dodanych czy wyciętych całkowicie. Nie podobało mi się to, bo moim zdaniem książka to gotowy scenariusz. Nie było potrzeby zmieniać jej aż tak, by zrobić dobrą ekranizację Jak widać reżysera, w tym przypadku pana Oliver Parker, poniosła fantazja. Po drugie - główny bohater...  Ben Barnes mi po prostu nie pasował. W książce był blondynem, w filmie brunetem... Idealny, oczywiście to tylko moje skromne zdanie, byłby Hayden Christensen. No ale ok, nie będę się czepiać, aż tak. Po trzecie - seks! Ja rozumiem, że nazwisko Grey do czegoś zobowiązuje, no ale bez przesady. Z filmu wyszedł tani erotyk. Szkoda. Zawiodłam się. Książka klasyk, film niżówka totalna.  

Od lewej: filmowy lord Henry Wotton oraz Dorian Grey.

9+/10


Tytuł oryginalny: The Picture of Dorian Gray
Wydawnictwo: CIL Polska 
Tłumaczenie: Tadeusz Jaroszyński
Rok wydania: 2000
Ilość stron: 255

17 października 2013

Camilla Läckberg "Zamieć śnieżna i woń migdałów"



Młody policjant, Martin, na tydzień przed świętami jedzie na wyspę Valön, położonej w sąsiedztwie z wyspą Fjällbacki, by poznać rodzinę swojej dziewczyny. Podczas kolacji dochodzi do tragedii - najstarszy z rodziny Liljecronas - Ruben, dostaje jakiegoś ataku i umiera. Martin od razu orientuje się, że starszy mężczyzna właśnie został otruty. Zabawa zaczyna się wtedy, gdy wychodzi na jaw, że każdy z członków  rodziny mógł zabić. Dlaczego? Oczywiście dla pieniędzy. Wyjazd z wyspy jest niemożliwy, bo właśnie rozpętała się największa burza w stuleciu. 

Jest to moje pierwsze spotkanie z panią Läckberg i muszę przyznać, że niezbyt udane. Dlaczego? Otóż dlatego, że "Zamieć śnieżna i woń migdałów" to nie książka, a opowiadanie, na dodatek kiepskie. Wiem, że już gdzieś kiedyś czytałam/oglądałam coś, co fabułą przypominało tę historię. Malutka wyspa, ludzie uwięzieni w domu, trup, każdy ma motyw, by zabić... Nic nowego. To już było, a ja nie lubię czytać podobnych historii kilka razy. 

Najbardziej co mnie zaskoczyło, to cena tej książki. 29,99! Czysty absurd! Dać 30 zł za książkę, która ma niecałe 150 stron? Fakt, że jest w twardej okładce i ogólna oprawa jest ładna dla oka, no ale bez przesady. Ja na szczęście mam tę książkę z biblioteki, ale szczerze współczuje tym, którzy kupili tę książkę za absurdalne 30 zł.

Oczywiście nie zrażam się do tej autorki. Zdecydowanie mam ochotę na inne jej książki. Po prostu źle trafiłam za pierwszym razem. Zdarza się :) 

4/10


Tytuł oryginalny: Snöstorm och mandeldoft
Wydawnictwo: Czarna Owca
Tłumaczenie: Inga Sawicka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 143

15 października 2013

Anna Piecyk "Matnia"



Jest rok 1972, poznajemy malutką Grażynę i niewiele starszego Ryszarda, rodzeństwo. Rok 2012, poznajemy Filipa, maturzystę. Jedyne co ich łączy to... Alkohol. W przypadku Rysia i Grażynki to matka jest problemem, w przypadku Filipa pije i matka i ojciec. Poznajemy także Tadeusza, Agatę i Alicję, ale są to bohaterowie drugoplanowi, którzy są ważni, ale nie najważniejsi. Jesteśmy świadkami walki małych dzieci z problemem alkoholizmu. Jak mały Rysio musi opiekować się młodszą siostrą, gdy matka nie wraca do domu przez kilka dni. Następnie wkraczamy w świat, można powiedzieć obecny i obserwujemy, jak radzi sobie Filip, który za wszelką cenę chce mieć normalny dom. Jak te dwie historie się skończą? Będzie tragedia, śmierć, będą łzy i pożegnania. 

Dlaczego zdecydowałam się na taką książkę? Popatrzcie na okładkę. Jest świetna. Nawet nie przeczytałam opisu z tyłu książki, od razu ją przygarnęłam. Czy był to dobry wybór? Zapraszam do dalszego czytania.

Anna Piecyk to mało znana autorka, ma na swoim koncie tylko dwie książki: "Pustka", debiutancka powieść i właśnie "Matnia". Jako, że książek, które dotykają ten jeden, jedyny problem - alkoholizm - jest dużo, to trudno napisać coś, co przyciągnie uwagę czytelnika, coś co wciągnie, a jednocześnie pokaże problem z tą chorobą od tzw. podszewki. W "Matni" nie ma niczego nowego na temat tej choroby, nie dowiemy się jak w cudowny sposób można się z tego wyleczyć. Pani Anna bardziej skupia się na tych osobach, które cierpią najbardziej, czyli rodziny alkoholików.

Anna Piecyk
Styl pisania pani Anny bardzo przypadł mi do gustu. Lekki a za razem dobitny. Jak trzeba to przeklnie. Książka ma tylko 181 stron, czyta się ją w ekspresowym tempie, jest to dosłownie książka na jedno posiedzenie z herbatą. 

Książka warta polecenia. Mimo, że nie odkrywamy w niej nic nowego, czego do tej pory byśmy nie wiedzieli na temat alkoholizmu, to problemy bohaterów, ich historie i zakończenie są warte sięgnięcia po tę książkę. 

8/10


Wydawnictwo: Oficynka
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 181

13 października 2013

Joy Fielding "Patrz, jak Jane ucieka"



Wyszła z domu po mleko i jajka i nagle zapomniała kim jest. Stoi na skrzyżowaniu dwóch ulic i zastanawia się, co do jasnej cholery się dzieje. A gdyby tego było mało, ma na sobie zakrwawioną sukienkę i prawie dziesięć tysięcy dolarów w kieszeni. Przerażona szuka pomocy, zgłasza się na policję, tam odsyłają ją do szpitala. Po kilku badaniach lekarz stwierdza, że pacjentka cierpi na amnezję histeryczną, jest to rodzaj samoobrony. Polega na stracie pamięci dotyczącej pewnego okresu życia, okresu zazwyczaj związanego z ogromnym strachem, gniewem lub głębokim wstydem i upokorzeniem. Gdy już wiadomo co dolega Jane, w szpitalu zjawia się jej mąż, Michael, szanowany lekarz. Długa droga przed Jane, by przypomnieć sobie kim jest, i dlaczego stało się to, co się stało. Mąż zabiera ją do domu, opiekuje się nią, zatrudnił nawet pomoc domową - Paulę. Niby wszystko jest dobrze, każdy się o nią troszczy, ale... Jej mąż ma jaki sekret. O czymś jej nie mówi. A gdy już mów, okazuje się to kłamstwem. W co on gra? Co ukrywa? Co Jane zrobi by dowiedzieć się prawdy? Czy prawda może być, aż tak okrutna? 

Powiem szczerze, że po przeczytaniu tej książki jestem fanką pani Joy. Nie był to przypadek, że natknęłam się na jej książkę w bibliotece, co to, to nie. Gdzieś, nie pamiętam już gdzie, przeczytałam recenzje którejś z książek tej autorki, i osoba która tę recenzję napisała, wychwalała tą że autorkę pod niebiosa, że się tak wyrażę. Tak więc zapisałam sobie nazwisko tej pani, poszłam do biblioteki i tak oto znalazłam "Patrz, jak Jane ucieka" Był to strzał w dziesiątkę! Liczyłam na lekką książkę, a dostałam coś co mnie po prostu zmroziło. Mimo, że początek książki nie zachęca, mi było ciężko przebrnąć przez pierwsze 15 stron (a to tylko dlatego, że nie rozumiałam o co chodzi!), to reszta wciąga tak, że nawet się nie obejrzałam, a już byłam pod koniec książki. 

Joy Fielding

Bohaterowie wykreowani w taki sposób, że miałam wrażenie, że znam ich osobiście. Zwłaszcza Jane. Jej problemy w jakiś dziwny sposób stawały mi się bliskie, chciałam jej pomóc, wykrzyczeć jej, że jej mąż nie jest taki idealny jak myśli. Michael... Bydle i tyle mam na ten temat do powiedzenia. Najfajniejsza postać z książki? Zdecydowanie Fred Cobb, ojciec sąsiadki Jane. Dlaczego on? Stary, zabawny człowiek, który przypomina mi mojego dziadka :) 

Osoby, które zaglądają na mojego bloga dość często, wiedzą, że krzywda dzieci i zwierząt mnie porusza. Mogę czytać o psychopatycznych mordercach, o kanibalach, o różnych innych dziwnych człekach, ale gdy chodzi o małe dzieci i zwierzęta... Wymiękam. "Patrz, jak Jane ucieka" to książka bardzo podobna do książki Jacka Ketchuma "Jedyne dziecko". Tematyka ta sama, więc jak ktoś lubi tego typu książki to... Po prostu polecam. 

Tematyka ciężka, to fakt, ale wychodzę z założenia, że książka musi coś przekazywać. Musi mieć jakieś przesłanie. Jakie jest to przesłanie w przypadku książki Joy Fielding? W życiu wam tego nie powiem, bo mam nadzieję, że to skłoni was by sięgnąć po tę lekturę. 376 stron porządnej, wciągającej, szokującej książki, od której nie da się oderwać, po prostu nie da! 


9/10

Tytuł oryginalny: See Jane Run
Wydawnictwo: Książnica
Tłumaczenie: Krystyna Sroka-Miller
Rok wydania: 2002
Ilość stron: 376 

12 października 2013

Dla każdego mola książkowego...



Fikuśne, kolorowe, niecodzienne, inne, idealne... Cuda po prostu. 
A gdy już wygram w tego totolotka, to zainwestuję w takie coś:



I będę siedzieć cały dzień i na to patrzeć...

Etykiety

recenzja z biblioteki thriller kryminał sensacja e-book 9/10 8/10 zakup własny 7/10 Albatros literatura współczesna zagraniczna stosik 10/10 fantasy Amber romans z półki Prószyński i S-ka autobiografia pamiętnik recenzja filmu Stephen King biografia 9+/10 horror literatura dziecięca/młodzieżowa pożyczone 5/10 6/10 Joanne Kathleen Rowling Mira Sandra Brown świat książki 7+/10 8+/10 Media Rodzina Wyzwanie - Biblioteczne Wyzwanie - Czytam literaturę amerykańską tag Czarna Owca Książnica MUZA Tess Gerritsen film polecam 2/10 4/10 James Patterson Literatura piękna Simon Beckett Wyzwanie - KLUCZNIK Znak konkurs literatura faktu literatura współczesna polska 30-Day Book Challenge Alex Kava CT David Baldacci Deborah Harkness Erica Spindler G+J Hachette Harlan Coben Kryminalne wyzwanie Mag Marginesy Nasza Księgarnia Nicholas Sparks Prima Sine Qua Non We need YA Wydawnictwo Literackie Zysk i S-ka egzemplarz recenzencki podsumowanie miesiąca 12 posterunek 12 rund 2 3/10 5+/10 6+/10 Alex Michaelides Alloma Gilbert Andrew Gross Andrew Miller Andrzej Sapkowski Anna Piecyk Anne Frasier Annie Proulx April Henry Aramis B.A Paris Bear Grylls Bukowy Las CIL Polska Camilla Läckberg Carlos Ruiz Zafon Cathy Glass Charlaine Harris Chris Tvedt Christopher Berry-Dee Claire Cook Colin Clark Colson Whitehead Corrine Sweet Czerwony smok David Lagercrantz David Peace David Shobin Downham Jenny Dziewiąta sesja E. L. James Fabryka słów Filia Francis Durbridge Frederick Forsyth Graham Masterton Gregg Hurwitz Hanna Łącka Heather Graham Holly Black Idealne matki Ira Levin Isabel Sterling Jack Higgins Jack Ketchum Jaguar James Thompson Jeanette Winterson Jenny Blackhurst Jo Nesbø Jodi Picoult John Boyne John Green Joy Fielding Julian Barnes KROPKA Kandi Steiner Katarzyna Michalak Katherine Stone Konrad Wojciechowski Krzysztof Koziołek Laura Griffin Laura Lippman Leigh Bardugo Leslie Alan Horvitz Liebster Blog Award Lifehouse Lisa Jackson Lucky Maria Turtschaninoff Marina Anderson Meg Cabot Megan Hart Michelle Kaminsky Młody Book Nicci French Nicholas Pileggi Nicholas i Micah Sparks Oficynka Olga Rudnicka Oscar Wilde PDF Pascal Patricia Cornwell Patrick McGrath Phantom Press International Pierwsze urodziny bloga REBIS Replika Richard Castle Ross MacDonald Ryszard Sadaj Rzeczpospolita Samantha Shannon Shari Lapena Sharon Owens Skrzat Sonia Draga Tahereh Mafi Vered Morgan Vesper Virginia C. Andrews W.A.B Wayne Theodore Wil Haygood Winston Groom Wojciech Chmielarz Wydawnictwo Dolnośląskie Wydawnictwo Kobiece Wyzwanie - Klasyka Horroru Zlatan Ibrahimović allegro chcę mieć dramat informacje klasyka obca literatura erotyczna literatura obyczajowa muzyka podsumowanie serii. regały na książki romasn science fiction serial superNOWA wygrane w konkursie wyzwanie Åsa Larsson Éric-Emmanuel Schmitt Łukasz Henel