Tytuł: Chłopcy z Ferajny
Tytuł oryginalny: Wiseguy
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: biografia/autobiografia/pamiętnik
Wydawnictwo: Aramis
Tłumaczenie: Bernard Andrzejewski
Rok wydania: 1991
Ilość stron: 310
Moja ocena: 9/10
Obejrzałeś już film? A więc przeczytaj jeszcze książkę! Bowiem cała jej zawartość jest prawdą, szczerą prawdą i tylko prawdą. Dzieje "Chłopców z ferajny" to prawdziwy, fascynujący dokument, autentyczna relacja, swoista spowiedź przestępcy, książka daleka od literackiej fikcji, choćby nawet stworzonej przez tak wybitnych twórców, jak Mario Puzo. Skoro więc masz mocne nerwy i nie narzekasz na brak wyobraźni, potraktuj tę lekturę jako wewnętrzny kategoryczny imperatyw, swoistą własną "propozycję nie do odrzucenia", a zyskasz w zamian niezapomniane czytelnicze przeżycia.
Czego spodziewałam się po tej książce? Szczerze mówiąc, sama nie wiem. Liczyłam na mocną lekturę, trzymającą w napięciu. A co dostałam? Dostałam taką historię, że aż ciarki człowieka przechodzą. Dostałam historię, która wydarzyła się na prawdę. Dostałam coś, czego się nie spodziewałam. Dostałam lekcję historii o Amerykańskich gangsterach z lat 60` i 70`.
Henry Hill wkroczył w życie ferajny niemal przez przypadek. W roku 1955, kiedy miał jedenaście lat, przypałętał się na obskurny postój taksówek, szukając pracy w niepełnym wymiarze godzin, słowem pracy po szkole. Całą ferajną rządził Paul Vario, który był nietykalny. Miał "plecy" wszędzie. Na policji, w sądach, w prokuraturze, w więzieniach, jednym słowem wszędzie. Henry do ferajny wkraczał pomału. Z początku był tylko chłopcem na posyłki, a gdy szefowie zobaczyli, że można mu ufać, dostawał większe zlecenia, np handel kradzionymi papierosami. Jego opiekunem od początku był James 'Jimmy' Conway, największy złodziej w mieście. Nie to, żeby potrzebował kraść. Miał kasy jak lodu. Po prostu lubił kraść. I od tej pory tak wyglądało życie Henry`ego. Tylko takie życie znał. Nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek to się zmieniło. Był gangsterem i był z tego dumny.
To nie jest lekka lektura. Poznajemy świat, który rządzi się swoimi prawami, w którym rządzą bossowie mafii. Jeśli masz umrzeć, to dostaniesz kulkę od człowieka, którego uważałeś za przyjaciela. Hazard, broń, dziwki, alkohol, kradzieże większe i mniejsze z lotniska są na porządku dziennym. Sześćdziesiąt dni w więzieniu traktowali jak urlop. A gdy przyszło im odsiedzieć większy wyrok (4 lata w przypadku Henry`ego), wyglądało to tak, jakby byli na wczasach. Życie w więzieniu wyglądało właściwie tak, jak na zewnątrz, z tym, że nie mogli opuszczać murów więzienia. Większość strażników było opłaconych. Przemyt jedzenia, alkoholu, narkotyków, czy czego tam potrzebowali, nie stanowił żadnego problemu. Życie jak w Madrycie.
Najbardziej co mnie w tej książce ruszyło, to życie żon gangsterów. Tak, wiem, pewnie powiecie, że same się na to zgodziły, ale serce nie sługa. Weźmy np. taką Karen, żonę Henry`ego. Z początku, gdy go poznała, była święcie przekonana, że pracuje on w branży budowlanej. Dopiero po ślubie okazało się, czym zajmuje się tak na prawdę. Z początku wydało jej się to pociągające i w ogóle... Ale z czasem przestało być tak kolorowo... W "tym" świecie posiadanie kochanki to właściwie wymóg. Gdy Karen siedziała w domu z dzieckiem, on był z inną. Rozwód nie wchodził w grę. Po prostu nie i już. Życie żony gangstera nie jest wcale takie łatwe jak mogłoby się wydawać. Nie są to tylko drogie futra, diamenty, piękne domy i samochody. Gdy zapuszkują męża, trzeba zrobić wszystko co tylko możliwe, żeby wyciągnąć go z pierdla. Gdy policja ma nakaz przeszukania domu, trzeba siedzieć cicho i nic się nie odzywać. Gdy mąż jest u kochanki, trudno, trzeba poczekać aż wróci. Ciężkie życie.
Książka jest napisana w bardzo fajny sposób. Jest to swego rodzaju biografia, gdzie autor jest narratorem, a w całość wplecione są wypowiedzi Henry`ego, jego żony Karen oraz kochanki, Lindy. Nie ma dialogów. Ani jednego dialogu w całej książce. Gdy jest zdanie wypowiedziane np. przez Jimmy`ego to jest to w formie cytatu. Mi to akurat bardzo przypadło do gustu, bardzo fajnie się to czytało.
A teraz porównajmy książkę z filmem. Cóż mogę powiedzieć... Cholernie ciężko jest mi stwierdzić, co bardziej mi się podobało! Film zrobiony bardzo dobrze, obsada rewelacyjna, klimat genialny! Co prawda było kilka zmian, np. jeśli chodzi o nazwisko Paula Vario. W filmie brzmiało ono Cicero. Nie wiem po co ta zmiana, no ale ok. Nie będę się czepiać :)
Film, jak i książka wywarły na mnie ogromne wrażenie. Jeśli ktoś lubi klimaty gangsterskie, zwłaszcza z lat 60` to polecam i książkę i film! Gwarantuję, że się nie zawiedziecie. Zakończenie książki mnie powaliło! Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jest to jedna z lepszych książek, jaką kiedykolwiek przeczytałam! Ocena 9/10 jest tylko dlatego, że w książce było sporo błędów, literówek. Gdyby nie to, byłby max.
Ja chyba film oglądałam i z tego, co pamiętam to mi się podobał:)
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do Libster Blog Award !
OdpowiedzUsuńO filmie słyszałam, ba chyba jak każdy, ale nie spodziewałam się, że gdzieś czai się jeszcze książka. Wolę zaczynać od literatury, więc przed oglądaniem po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuń