"Nie tylko pomarańcze..." poleciła mi koleżanka. Książka nie gruba, tylko 189 stron, więc się skusiłam. Mniej więcej wiedziałam o czym ona jest, i byłam zaciekawiona. Niestety tym razem książka nie przypadła mi do gustu. Mimo, że jest to lektura, która opowiada prawdziwą historię autorki, która jest w 100% pisana przez życie, a tego rodzaju książki uwielbiam czytać, to jednak "Nie tylko pomarańcze..." nie wywarły na mnie takiego wrażenia, jakiego się spodziewałam. Właściwie nie wiem czego się spodziewałam. Chciałam po prostu dobrą książkę, a dostałam... No właśnie... Zapraszam do dalszej lektury.
Jak już wspomniałam jest to historia młodości autorki tej książki, Jeanette Winterson. Opowiada ona o swoim dzieciństwie przy matce, która poza Bogiem i kościołom nie widziała nic innego. Matka od samego początku wmawiała Jeanette, że każde odstępstwo od normy jest dziełem szatana, cokolwiek to znaczy. Co się jednak stanie, gdy Jeanette zakocha się w Melanie, dziewczynie, która sprzedaje ryby? Co z tego wyniknie? Co na to matka Jeanette?
Jest to moje pierwsze spotkanie z tą autorką i muszę przyznać, że mało udane. Nawet powiedziałabym, że tragiczne. Książka sama w sobie jest dobra, autorka jest autentyczna, pisze bardzo fajnie, bardzo lekko, książkę czyta się na prawdę bardzo przyjemnie. ALE! Zawsze musi być jakieś 'ale'. Ta książka jest dobra, ale nie dla mnie. Mój gust, jeśli chodzi o książki jest bardzo specyficzny. Nie lubię książek, w których nie ma akcji! Musi się coś dziać, musi być dramat, płacz, krew także mile widziana. "Nie tylko pomarańcze..." to historia bardzo smutna, ale nie aż tak, żeby zrobić na mnie wrażenie.
Jeśli ktoś jest fanem tejże autorki, to ta książka jest obowiązkowa. Autobiografia Jeanette, jej początki w świecie dorosłych, jej pierwsza miłość, pierwszy seks. Jak żyło się osobom homoseksualnym w latach 80, jak na to reagowała społeczność, sąsiedzi, pastor.
Jest to moje pierwsze spotkanie z tą autorką i muszę przyznać, że mało udane. Nawet powiedziałabym, że tragiczne. Książka sama w sobie jest dobra, autorka jest autentyczna, pisze bardzo fajnie, bardzo lekko, książkę czyta się na prawdę bardzo przyjemnie. ALE! Zawsze musi być jakieś 'ale'. Ta książka jest dobra, ale nie dla mnie. Mój gust, jeśli chodzi o książki jest bardzo specyficzny. Nie lubię książek, w których nie ma akcji! Musi się coś dziać, musi być dramat, płacz, krew także mile widziana. "Nie tylko pomarańcze..." to historia bardzo smutna, ale nie aż tak, żeby zrobić na mnie wrażenie.
Jeśli ktoś jest fanem tejże autorki, to ta książka jest obowiązkowa. Autobiografia Jeanette, jej początki w świecie dorosłych, jej pierwsza miłość, pierwszy seks. Jak żyło się osobom homoseksualnym w latach 80, jak na to reagowała społeczność, sąsiedzi, pastor.
Jeanette Winterson |
5/10
Tytuł oryginalny: Oranges Are Not the Only Fruit
Wydawnictwo: Rebis
Tłumaczenie: Waldemar Łyś
Rok wydania: 1997
Ilość stron: 189
Wydawnictwo: Rebis
Tłumaczenie: Waldemar Łyś
Rok wydania: 1997
Ilość stron: 189
Ja raczej spasuję, też lubuję się w akcjach! :)
OdpowiedzUsuńW tej serii Salamandra właśnie tak jest, sporo chłamu, sporo średniaków, no i trochę perełek, które warto odszukać :)
OdpowiedzUsuńNie znam autorki. W sumie to pierwszy raz o nie słyszę. Może kiedyś, ale żeby się nie zrazić nie zacznę do pomarańczy (:
OdpowiedzUsuńCzyli raczej się nie skuszę:)
OdpowiedzUsuń